Co to jest kanon?

Od momentu pierwszego wydania Diuny w 1965 roku minęło ponad pół wieku. Przez ten czas powieść Franka Herberta była adaptowana przynajmniej kilkanaście razy w formie filmów, seriali, gier i komiksów. Adaptacje te były mniej lub bardziej wierne materiałowi źródłowemu, ale ten tekst będzie w gruncie rzeczy o czymś innym: o powieściach Briana Herberta i Kevina J. Andersona, i o tym czemu nie ujrzycie ich na tej stronie.

Oryginalny cykl Kronik Diuny składa się z sześciu powieści napisanych przez Franka Herberta. Ostatnia z nich, Diuna: Kapitularz, ukazała się niecały rok przed śmiercią pisarza i pozostawiła fabułę niedokończoną. Czy dla fanów może być coś gorszego niż niedokończona historia? Okazuje się, że może: kiepska kontynuacja. W 1999 roku ukazała się, napisana przez Briana Herberta (syn Franka) oraz Kevina J. Andersona, powieść Ród Atrydów. Od tamtej pory panowie taśmowo produkują kolejne powieści w uniwersum Diuny. Do tej pory powstało ich siedemnaście.

Osobiście miałem okazję przeczytać tylko wspomniany Ród Atrydów (recenzja do znalezienia na starej stronie w dziale z książkami) i uznałem, że to mi w zupełności wystarczy. Warsztatowo nie była to najgorsza książka i w wielu momentach nieźle się bawiłem. Problemem było jednak jej podejście do stworzonego przez Franka Herberta uniwersum. Podam przykład, który najbardziej zapadł mi w pamięć. W oryginalnej Diunie dowiadujemy się, że ojciec Leta, Stary Książę, zginął podczas walki z bykiem na arenie. Wyprawiona głowa byka, który go zabił, stanowi teraz jedną z pamiątek rodowych Atrydów, a ślady krwi księcia są nadal widoczne na rogach zwierzęcia. Jeśli już macie jakieś wyobrażenie, jak ta głowa wygląda, to muszę was zmartwić. W Rodzie Atrydów ni stąd, ni zowąd dowiadujemy się, że była to specjalna odmiana byka, który ma rogi jak jeleń i wielościenne oczy jak mucha. Możecie się pożegnać z wizją, którą do tej pory mieliście. To jest moment, w którym ja postanowiłem podziękować. Nie czytałem wprawdzie dalszych powieści, ale rozmawiając z innymi fanami oraz śledząc wypowiedzi w internecie, widzę, że podejście duetu Herbert-Anderson do tego, co stworzył Frank Herbert, jest właściwie cały czas takie same. Ich książki łapią się przeróżnych detali, które pojawiły się w oryginalnym cyklu, a potem je rozwijają, wypaczając przy tym pierwotną wizję. Ba, zdarza się, że nowe powieści całkowicie zaprzeczają faktom znanym z oryginalnego cyklu, np. temu, że Paul nigdy nie opuścił Kaladanu przed przybyciem na Arrakis. Postanowiłem więc, że nie będę psuł sobie wizji świata, którą stworzyły oryginalne książki Franka Herberta. Z tego powodu Fremen Zone powstaje z pominięciem powieści napisanych przez Briana Herberta i Kevina J. Andersona, a wszelkie wydarzenia w nich zawarte nie są przeze mnie traktowane jako kanon. Zamierzam uczynić wyjątek jedynie dla krótkich opowiadań, traktując je bardziej w kategorii fan-fiction.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że kwestia kanonu nie jest czarno-biała. Większość adaptacji komputerowych prawie całkowicie odchodzi od fabuły powieści, oferując historie, w których Wysokie Rody — w tym Atrydzi i Harkonnenowie — prowadzą otwarty konflikt zbrojny na powierzchni Arrakis. Nie mam do tego żadnych zastrzeżeń i w pełni akceptuję prawo adaptacji do reinterpretowania materiału źródłowego. Co więcej, od rozszerzonego kanonu stworzonego przez Briana Herberta i Kevina J. Andersona nie da się dzisiaj całkowicie uciec. Przykładowo, w grze Dune: Spice Wars jedną z dostępnych stron konfliktu jest Ród Ekazów. Z kolei w papierowym erpegu Diuna: Przygody w Imperium cała chronologia wydarzeń z nowych powieści (np. przebieg Dżihadu Butleriańskiego) stanowi część oficjalnej historii Imperium. Nie zamierzam tego w żaden sposób pomijać na stronie.